Po wielomiesięcznym dochodzeniu śledczy z Prokuratury Okręgowej w Warszawie ustalili, kto dzwoni do ludzi o różnych porach dniach i nocy, proponując korzystne oferty handlowe. Jak zwykle winnymi nękania bogatych (doniesienie złożył Leszek Balcerowicz) okazali się biedni.
-
Prokuratorzy wykryli przestępczą siatkę liczącą co najmniej 10
milionów osób - mówi rzecznik warszawskiej prokuratury Dariusz
Ślepokura. - Biedni ludzie organizowali się w małe, liczące od
jednej do 200 osób grupy przestępcze zwane w ich żargonie
„kolsenters”. Przybierały one nazwy znanych korporacji
transnarodowych, banków, wydawnictw, żeby zmylić konsumenta i
nabić go, mówiąc kolokwialnie, w butelkę.
Proceder
był prowadzony na gigantyczną skalę. Praktycznie pod każdą firmę
działającą w Polsce podszywało się jakieś „kolsenter”,
zwane też dla niepoznaki „biurem obsługi klienta”, a w firmach
jednoosobowych „sekretariatem prezesa”. - 10 milionów pałających
żądzą zysku biednych ludzi to dolna granica szacunkowa - tłumaczy
prokurator Ślepokura. - Uczestniczyć w tym procederze mogło nawet
35 milionów bandytów.
Wojnę
biednym ludziom wydał prezes Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszek
Balcerowicz, ale jak mówi, stoi za nim cała setka najbogatszych
Polaków tygodnika „Wprost”. - Dzwonią do nas między
8.00 rano a 16.00, między 16.00 a 21.00, a zdarzają się nawet
połączenia nocne. Zawsze z tą irytującą melodią na początku:
„tiriririririririririri”. Chcą nam sprzedać kredyt,
ubezpieczenie, książkę kucharską, biżuterię antyalergiczną
albo pończochy nie uciskające. Szlag może człowieka trafić!
Zapamiętajcie sobie, biedacy: my, bogaci, mamy gdzieś wasz handel!
Nic od was nie chcemy, nic wam nie dajemy i nie damy, więc
przestańcie nas nękać! - irytuje się Balcerowicz.
Prokurator
generalny Andrzej Seremet już zapowiedział, że śledztwo z
pewnością nie pójdzie w stronę umorzenia. Wcześniej premier
Donald Tusk stwierdził, że „straty społeczne są zbyt duże, by
przymykać oko na przestępczość biednych, tylko dlatego, że są
biedni”.
Jaka
przyszłość czeka biednych z prawomocnymi wyrokami, jeśli takie
faktycznie zapadną? Doradca zarządu PKPP Lewiatan Jeremi
Mordasewicz widzi w tym ogromną szansę dla biedaków. - W Grecji
jest mnóstwo pracy, której nie chcą się podjąć Grecy, ale na szczęście polski pracownik staje się coraz bardziej świadomy i mobilny i
weźmie przysłowiowe byle gówno za przysłowiowe trzy grosze.