Jak dowiedziały się ''Medialne Fakty", Katarzyna W., mimo niedawnego skazania na 25 lat pozbawienia wolności, nie przebywa w zakładzie karnym. Dzięki nieoficjalnym kontaktom w resorcie więziennictwa dowiedzieliśmy się, że kobieta skazana za zabicie własnego dziecka nie znalazła się w żadnym polskim więzieniu!
|
Ulubioną rolą aktorki Krystyny Wu była
Lady Godiva
|
A stało się to na skutek bardzo prostej, choć brzmiącej na pierwszy rzut oka bardzo nieprawdopodobnie, okoliczności. Otóż okazuje się, że
Mama Madzi po prostu nie istnieje.
Wiele posiadanych przez nas informacji już od dawna na to wskazywało, nie mieliśmy jednak jak dotąd co do tego absolutnej pewności. Dopiero niedawno uzyskaliśmy informację jednoznacznie świadczące o tym, iż cała afera stanowiła spisek "Faktu", "Super Ekspresu" i TVN-u, mający zwiększyć poziom czytelnictwa i oglądalności tych mediów. Wiele wskazuje na to, że mogły być w nią także zamieszane osoby ze sfer rządowych, chcące odwrócić uwagę od niepowodzeń i niepopularnych posunięć naczelnych władz państwowych oraz związanych z nimi afer.
Ujawniona niedawno przez naczelnego "Super Ekspresu" informacja, iż "gazeta" ta zapłaciła Katarzynie W. za jej zdjęcia w stroju kąpielowym na koniu, okazuje się być tylko czubkiem góry lodowej. Osoba ta otrzymała od mediów znacznie więcej pieniędzy za każdy materiał o niej robiony. A właściwie nie ona, tylko aktorka ją grająca. Bowiem "Katarzyna W." tak naprawdę nigdy nie istniała, zaś jej rolę grała była studentka szkoły teatralnej Krystyna Wu, znana z udziału w niemieckich i holenderskich filmach pornograficznych pod pseudonimem Brunhilda Broniarczyk. Wprawdzie "Fakt" i "Super Ekspres" opłaciły jej operacje plastyczne, tak aby nawet najbliżsi mieli poważne kłopoty z jej poznaniem, jednak duma naszej redakcji, redaktor Zygmunt Dobra Kasza, będący jednym z najwybitniejszych znawców filmów gang bang porno w Europie, rozpoznał ją bez trudu.
Niezwykle podejrzane są także okoliczności zaginięcia małej Madzi i aresztowania Katarzyny W. Jak twierdzi jeden z funkcjonariuszy sosnowieckiej policji, tuż po otrzymaniu zgłoszenia o zaginięciu Madzi, do miasta przybyła specjalna grupa policji. To jej członkowie znaleźli zwłoki dziecka, a następnie aresztowali Katarzynę W. Miejscowi policjanci zostali bardzo szybko całkowicie odsunięci od sprawy. Jak donosi nasz informator, żaden z nich nie widział ciała dziecka, zaś jego rzekoma matka nie przebywała nigdy - wbrew oficjalnym twierdzeniom - w sosnowieckim areszcie. Kiedy miejscowi funkcjonariusze zaczęli się bliżej interesować tymi dziwnymi zdarzeniami, komendant policji miejskiej otrzymał telefon - jak określił to w rozmowie z naszym informatorem - ''z samej góry". Zaś jeden z policjantów bardziej wnikliwie przyglądających się sprawie został służbowo przeniesiony w okolice Suwałk, drugi zaś zginął w nadzwyczaj podejrzanych okolicznościach, raniąc się śmiertelnie nożem w czasie krojenia chleba. W dodatku okazuje się, że w Sosnowcu nie tylko nikt przed całą aferą nie słyszał o żadnej Katarzynie W. ani jej rodzinie, ale nawet nie ma w tym mieście adresu, pod którym miała ona rzekomo zamieszkiwać. Wszystko to uprawnia nas do wniosku, że nie tylko Mama Madzi, ale i sama Madzia nigdy nie istniała.
Nie jest to zresztą pierwsza tego typu sprawa. Już wcześniej media tzw. "bulwarowe" dokonywały takich prowokacji, mających napędzić machinę czytelniczą. Jak mówi nasza znajoma dziennikarka, zatrudniona wówczas w "Super Ekspresie", już kilka lat temu ówczesny redaktor naczelny tego czasopisma, Mariusz Ziomecki, osobiście przebierał się za gigantycznego, dwumetrowego kraba, mającego atakować spacerowiczów w warszawskich Łazienkach. Jednak premiera tej akcji odbyła się podczas meczu, rozgrywanego na pobliskim stadionie Legii i próba nastraszenia, wracającej z niego grupy młodzieży, zakończyła się dla Ziomeckiego miesięcznym pobytem w szpitalu. Kolejną próbą stworzenia medialnego faktu dziennik ten podjął w kilka lat później Kornelinie (woj. mazowieckie). Dziennikarze tego czasopisma zamordowali w specyficzny sposób osiem kóz, tak aby móc przypisać tę zbrodnię legendarnemu południowoamerykańskiemu potworowi, zwanemu czupakabrą. Nasza znajoma dziennikarka, na co dzień weganka i członkini Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami musiała osobiście zabijać kozy i wysysać z nich krew. - Wtedy zrozumiałam, że dziennikarstwo też może być brudne. Ponieważ nie chciałam już dłużej zajmować się tworzeniem taniej, makabrycznej sensacji, przy pierwszej okazji przeniosłam się do ''Faktu".
Bez odpowiedzi jednak pozostaje wciąż pytanie czy tak zwana "Katarzyna W." wygrzewa się na plaży jakiegoś egzotycznego kraju, wydając zarobione na sprawie Madzi pieniądze, czy też może zacięła się śmiertelnie podczas krojenia kiełbasy? Odpowiedzi na to w jakim kraju przebywa i czy w ogóle przebywa na tym świecie "Mama Madzi" najlepiej szukać w zagranicznych filmach pornograficznych. Dlatego cała redakcja z ogromnym poświęceniem śledzi wszystkie najnowsze produkcje tego gatunku, wypatrując pojawienia się tajemniczej Brunhildy Broniarczyk.