poniedziałek, 4 lutego 2013

TOMASZ LIS ZNIKA Z ANTENY

Tomasz Lis znika z telewizji. Na razie nie wiadomo na jak długo, ale program ''Tomasz Lis na żywo'' został zdjęty z anteny. Znany dziennikarz nie będzie na razie też pełnił funkcji redaktora naczelnego ''Newsweeka'', ani pisał felietonów dla tego tygodnika. 



Lis dzielnie, niczym piloci Dywizjonu 303, 
odgryzał się myśliwym
A wszystko przez nieporozumienie, do jakiego doszło w zeszłym tygodniu podczas jego wizyty w Wielkiej Brytanii. Tomasz Lis został zaproszony na tradycyjne wielkie polowanie na lisa z udziałem całej rodziny królewskiej, premiera Wielkiej Brytanii, David Camerona i polskiego ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego. Niestety, nie wiadomo dlaczego (prawdopodobnie namówiony przez kogoś dla kawału), nałożył na głowę czapkę z lisa, pożyczoną od znanego polskiego satyryka, Grzegorza Wasowskiego, którą ten wykorzystywał występując jako jeden z T-Raperów znad Wisły. Aby nie zabrudzić swoich włoskich mokasynów za 2 tys. funtów sztuka, ruszył przez teren, na którym miało się odbyć polowanie, drogą wprost w kierunku jego uczestników. W dodatku, kiedy królowa zapytała się, kto wychodzi na strzał, minister Sikorski użył angielskiej wersji nazwiska wybitnego polskiego dziennikarza - Fox. Zmylona tym, niedowidząca już z powodu podeszłego wieku, Elżbieta II zaczęła strzelać do gwiazdy polskiej publicystyki telewizyjnej.

W ten sposób rozpoczęło się polowanie na Tomasza Lisa. Na szczęście dzięki regularnym ćwiczeniom, przeprowadzanym pod okiem Krzysztofa Ibisza, udało mu się skutecznie umykać pogoni. Ale nie tylko. Jak mówi osobisty wielki gajowy królowej Elżbiety, 86-letni Lindsay Davenport - Po raz pierwszy w ciągu prawie 70 lat widziałem lisa, który odszczekiwał się psom. Myślałem nawet, że to pomyłka i ścigamy jednego z gończych psów, jednak powiewająca za nim kita ostatecznie przekonała mnie, że gonimy za lisem. 
W ten sposób rozpoczęła się wielka pogoń za Lisem przez całą Anglię, z okolic Londynu na północ, na szczęście dla niego nieskuteczna. Udawało mu się uciekać w znacznej mierze dzięki pomocy tajnej siatki republikanów, która z ogromnym poświęceniem i narażeniem własnego życia ukrywała go i przemycała przez obszar królewskich polowań. Pomagali mu też brytyjscy anarchiści i alterglobaliści. Z tego, co wiemy od anonimowego członka angielskiej ekspozytury byłej Irlandzkiej Armii Republikańskiej, w piwnicy domu którego Lis ukrywał się przez niemal dwa dni, przerażony dziennikarz postanowił uciec nie tylko poza obszar Wielkiej Brytanii, ale i Unii Europejskiej. Ostatni raz widziano go półnagiego i potwornie zmęczonego na wichrowych wzgórzach Szkocji, gdzie z gałęzi budował tratwę, na której planował popłynąć do USA. Ponoć ulsterscy rybacy spotkali go żeglującego na północ od Irlandii.

Jego żona, Hanna Lis (dawniej Smoktunowicz), ostatni kontakt z mężem miała, kiedy ten przebywał w okolicach Liverpoolu. Dzwonił do niej, mówiąc, że ma ogon, kiedy nagle połączenie zostało przerwane. Okazało się, że telefon zastrzelił sam książę William. Chęć jego zakupu za znaczną, ponoć sześciocyfrową sumę, wyraził jeden ze znanych kolekcjonerów pamiątek po brytyjskiej rodzinie królewskiej. O przekazanie aparatu wystąpiła natychmiast była małżonka Lisa, Kinga Rusin, która stwierdziła, że należy się on jej córkom, które, pozbawione finansowego wsparcia ojca, nie będą mogły pozwolić sobie na wynajęcie luksusowych willi podczas przyszłych studiów na Harvardzie.

Rząd brytyjski wyraził głębokie ubolewanie z powodu tej tragicznej pomyłki. Do Polski został wysłany specjalny wysłannik, John Cleese. Były członek Latającego Cyrku Monty Pythona wybrany został specjalnie ze względu na swoje częściowo polskie pochodzenie, bo przecież nie od dziś wiadomo, że jego ciotka pochodzi z Pcimia. Jak oświadczył podczas oficjalnej konferencji prasowej w Pałacu Prezydenckim. - Rządowi Jej Królewskiej Mości i samej królowej jest niezwykle przykro z powodu zaistniałego nieporozumienia. Wielką Brytanię i Polskę łączą przecież silne związki nie tylko teraźniejsze, ale i te mocno osadzone w przeszłości. Choćby to, iż cała Anglia pamięta, że to wasi dzielni lotnicy ocalili ją przed hitlerowską inwazją. (...) Współczujemy bratniemu krajowi - miejmy nadzieję, że chwilowej - utraty tak znamienitego dziennikarza, można by powiedzieć głównego moderatora polskiego życia politycznego. Współczujemy rodzinie straty tak wspaniałego męża i ojca. Jednak jako człowiek, który po raz pierwszy w brytyjskiej telewizji powiedział ''shit'', a podczas przemówienia na uroczystym pogrzebie jako pierwszy użył słowa ''fuck'', nie mogą zaprzepaścić okazji, aby jako pierwszy w dziejach oficjalnych kontaktów dyplomatycznych powiedzieć ''chuj''.