sobota, 2 lutego 2013

"ABY KASZUBOM ŻYŁO SIĘ LEPIEJ NIŻ POLAKOM". WYWIAD Z DONALDEM TUSKIEM


Ekskluzywny wywiad z prezesem Rady Ministrów Donaldem Tuskiem. Tylko "Medialnym Faktom" najwyższy urzędnik w państwie ujawnia swoje najskrytsze plany rządowe oraz prywatne poglądy. Rozmawiał red. Franciszek Czarny, podsłuchiwał red. Benedykt Dykta.





Franciszek Czarny: Panie profesorze...

 
Donald Tusk: Ten tytuł należy mi się już od dawna, ale niech go pan nie używa, ciągle jestem tylko magistrem.

Ale przecież otrzyma pan godność profesora, musi pan ją otrzymać.

To prawda i chyba już niedługo. Teraz, kiedy Kleiber jest prezesem PAN, Gliński nie odważy się przeciwstawiać wnioskowi o wystąpienie do prezydenta o profesurę dla mnie.

No to ja będę mówił: panie profesorze, a w tym co będzie szło do druku, zmienimy na: panie magistrze. A więc, panie profesorze, muszę powiedzieć, że mojemu szefowi redakcyjnemu, ogromnie zależy na tym wywiadzie, a ściśle mówiąc na tym, aby zapewnić pana wybór do Komisji Krajowej na Zjeździe PO w Gdańsku.

Wiem sam dobrze, że coraz więcej delegatów patrzy nam na ręce, coraz to z większą nieufnością. Muszę przyznać, że nie wiem, czy Szanowny Pan Redaktor dobrze robi, inspirując ten wywiad, mogą się ludzie zorientować, ze ja i Sz. P. Red. gramy tę samą melodię, tylko na innych fortepianach i w innych salach koncertowych... Przepraszam, kto tu zaglądał?

Nikt ważny. To Dykta. Zastępca Pana Redaktora.

Musicie go tutaj trzymać? Przecież to...

Jeden Polak musi tu być. Zdarza się, że przychodzi do redakcji ksiądz. Kto ma wówczas z nim rozmawiać? Może Zygmunt Dobra Kasza? Jeżeli taki ksiądz dobrze pamięta lata 1981-1989 to może się zdarzyć, że w areszcie przesłuchiwał i bił go Urban. A przecież Zygmunt kubek w kubek podobny do swego wujka. Jego matka to rodzona siostra Jerzego.

Wszystko jedno, w takiej redakcji jak "Medialne Fakty", to ja bym był bardziej ostrożny. Pokłóci się o wierszówkę, a potem opisze was w "Wyborczej".

Niech pan wypluje to słowo, takie brzydkie, niech pan lepiej powie, profesorze, do czego mamy się przygotować w redakcji - strategicznie i taktycznie.

O samym zjeździe gdańskim nie będę panu mówił, bo Joanna Mucha zrobi to genialnie. Ostatecznie od dawna siedzi w PO i zna dokładnie wszystkie niuanse. Ale trzeba dać całe wsparcie ogniowe kilku niezwykle ważnym sprawom: Ustawie o likwidacji własności państwowej, o rządowej kontroli nad radiem i telewizją, a i nad prasą także (CZYTAJ TUTAJ). Ustawa o samorządzie przedsiębiorstw, likwidująca państwową kontrolę nad spółkami, ma tutaj węzłowe znaczenie. Na to musicie wy wszyscy, bo to jest nakaz Gminy, położyć jak największy nacisk. Równocześnie trzeba wysunąć także na główny plan projekt ustawy o podwójnym obywatelstwie dla wszystkich, którzy kiedykolwiek na terytorium Polski mieszkali i obojętnie gdzie przebywają dziś, i ich prawni następcy również.

Nie chwyciłem jeszcze, czemu to takie ważne już w tej chwili.

Bo kuć żelazo trzeba wtedy, kiedy jest gorące, a historia nie zwalnia biegu, kiedy się ją kijem pogania. Znał pan profesora Balcerowicza?

Tak, poznałem go osobiście w Krakowie, a poza tym czytałem wszystko, co napisał w książkach i periodykach.

Wszystko? Naprawdę wszystko? A jego rozmowę historyczną pod tytułem "Gospodarka wyłączona" też pan zna?

"Gospodarka wyłączona"? Przecież on nie zajmował się nigdy historią gospodarczą!

Ale się na tym znał, zresztą rozmowę napisał z osobistej inspiracji Janusza Palikota i Janusza Korwina-Mikkego, ogłoszoną w pierwszym numerze tygodnika "Ozon" z 2005 r. Palikot był zresztą wydawcą tego tygodnika. Nie będę pana odsyłał do biblioteki na Foksal. Mam ten numer przy sobie, bo jest mi bardzo potrzebny do opracowania memoriału dla kilku osób z najwyższego kręgu władzy, a i dla tych kilkunastu, którzy stoją ponad oficjalnym kręgiem władzy Platformy w Polsce. Trzeba obejmować wszystkich, i to wszystkich.
Poszukajmy, poszukajmy! Jest: strona 56, 57 i 58. Rozdział: "Kaszubi i handel polski". "Centralnym faktem psychogospodarczym lat komuny jest na pewno zniknięcie z handlu i pośrednictwa milionowej masy kaszubskiej. Zniknięcie, kiedy dzisiaj liczyć trzeba niedobitków, definitywnie i ostatecznie. Natomiast faktem mniej znanym, chociaż równie ważnym, jest próba inercyjnego i automatycznego wejścia żywiołu polskiego na miejsce opuszczone przez Kaszubów. Dlatego nazywam to wejściem inercyjnym i automatycznym, ponieważ cały ten proces, mówiąc krótko i brutalnie, miał ze strony wchodzących na puste miejsce taki obraz: na miejsce germanofili germanofobowie, ale z całą ohydą psychologiczną: kanciarze, handlarze, wyzyskiwacze. Psychologia związana z funkcją społeczną, a nie przynależnością narodową. Cała radość "trzeciego stanu" sprowadza się właściwie do nadziei: nie ma Kaszubów, wejdziemy na ich miejsce, niczego nie zmieniając, a wszystko dziedzicząc z nałogów, które narodowi moraliści uważali za typowe dla psychiki kaszubskiej, ale tym razem będzie to narodowe." Cechy cacy i tabu. Pominie tu pani ten fragment wywodów Leszka Balcerowicza, gdzie zawarta jest obrona kaszubskiego stanu posiadania w ekonomice dawnej i przedwojennej Polski. Czytajmy na stronie 57. "Powiedzmy wyraźnie: nieszczęściem polskiego życia gospodarczego nie było to, że wszędzie, od straganu po największy bank, przodowali w nim Kaszubi. Nieszczęściem było to, że procesy gospodarczo-handlowe były u nas wyłączone z normalnej tkaniny życia państwowego. Kontaktowały się z nią tylko podatkiem, wymykały cygaństwem oraz przekupstwem."

A nie sądzi pan, panie profesorze, ze ten właśnie dystans od tego, co pan nazwał "tkaniną moralną życia państwowego", był właśnie na rękę tym wszystkim, którzy w Polsce władali "od straganu aż do największego banku".

Podzielam pana pogląd, ale ja referowałem pogląd Balcerowicza, który w interesującej nas materii przechodzi na stronie 58. do sedna swego wywodu, bynajmniej nie o teoretycznym znaczeniu. "Potępia mocno Polaków, że sięgnęli po spadek po Kaszubach, acz w potępieniu tym jest ogromna przesada, bo mienie Kaszubów zrabowali Rosjanie, a Polacy, jeśli któryś to potrafił czy też musiał, zajęli się jedynie handlem, bez którego życie nie mogło przecież istnieć. Nie nasza jednak sprawa wydawanie dobrego świadectwa Polakom." Balcerowicz też pisze dla naszych kaszubskich interesów prawidłowo i korzystnie. Wiadomo, że do kości zabierają się zawsze hieny, nigdy lwy.

Jakie to ładne. Musze sobie to zapisać. Może się przydać.

I dalej nieoceniony Leszek Balcerowicz: "Ale pytanie znacznie donioślejsze: czy formy, w jakich się ta eliminacja dokonała i sposób, w jaki społeczeństwo nasze pragnęło i pragnie ją zdyskontować, były moralne i rzeczowo do przyjęcia? Otóż chociażbym tylko za siebie odpowiadał i nie znalazł nikogo, kto by mi zawtórował, będę powtarzał nie, po stokroć nie. Te formy i nadzieje były haniebne, demoralizujące i niskie. Skrót bowiem gospodarczo-moralnego stanowiska przeciętnego Polaka wobec tragedii Kaszubów wygląda tak: komuniści. wypędzając Kaszubów, popełnili straszliwą zbrodnię. My byśmy tego nie zrobili. Za te zbrodnie komuniści poniosą karę. Komuniści splamili swoje sumienie, ale my - my już teraz mamy korzyści i w przyszłości będziemy mieć same duże korzyści, nie plamiąc sumienia, nie plamiąc dłoni krwią. Trudno o paskudniejszy przykład moralności murzyńskiej, jak takie rozumowanie naszego społeczeństwa."

Panie profesorze, ależ Balcerowicz nie ma racji. Przecież społeczeństwo polskie w całej swojej masie współczuje Kaszubom, a i w miarę możliwości pomagało Kaszubom z narażeniem własnego życia.

Nie jest ważne, co było, ale jest ważne, co ma być. Czytajmy więc z jubilerską wprost precyzją profesora Leszka Balcerowicza, który dane mu przez Palikota zamówienie wykonywał arcykunsztownie i w nakazanym terminie. Już w pierwszym numerze "Ozonu": "Formy, jakimi komuniści likwidowali Kaszubów, spadają na ich sumienie. Złoty ząb wydarty trupowi będzie zawsze krwawił, choćby nikt nie zapamiętał jego pochodzenia. Dlatego nie wolno nam dozwolić, by taka reakcja była zapomniana lub utrwalana inna, bo jest w niej małostkowe tchnienie nekrofilii. Mówiąc prościej, że jeżeli tak już się stało, że nie ma Kaszubów w gospodarczym życiu polskim, to nie będzie ciągnąć korzyści warstwa germanofobicznych sklepikarzy. Prawo do korzyści posiada cały naród i państwo. Na miejsce zlikwidowanego handlu kaszubskiego nie może wejść identyczny i strukturalnie psychologiczny handel polski, bo wtedy cały proces nie posiadałby najmniejszego sensu. W okresie prowizorium transformacyjnego szedł zaś taki handel i sądzi, że już się rozsiadł na wieczne wieki."

To teraz dopiero rozumiem, dlaczego to w 1990 roku ogłosił Leszek Balcerowicz "Plan Balcerowicza" i najpierw z torbami puścił polskich kupców i rzemieślników przy pomocy popiwku, a następnie sprywatyzował wszystko, spółdzielnie praktycznie także, by Polacy nigdy nie handlowali po wieki wieków.

Tego pan nie może pamiętać. Jest pan przecież za młody.

Wtedy, w 1990 roku, byłem małym chłopcem, ale o reformach pana Balcerowicza słyszałem wiele razy.

No to teraz usłyszy pan znowu, ale o tym nikomu i nigdy nie będzie pan opowiadać. To jest największa tajemnica. W najbliższym czasie nasi powrócą do handlu i produkcji w Polsce.

Skąd pan weźmie tylu Kaszubów? Kto im da przedsiębiorstwa? Kto da pieniądze?

O naszej Platformie Obywatelskiej to już pan zapomniał? Jeszcze będą prosić, żeby Kaszubi brali te przedsiębiorstwa.

Jeszcze nie obejmuję myślą i wzrokiem duszy tej operacji, ale już cieszy mnie ona ogromnie.

Jest ustawa o prywatyzacji i komercjalizacji? Jest? Mogła być dla nas jeszcze lepsza, ale i to wystarczy. Przewiduje ona, że można sprywatyzować i skomercjalizować wszystko - nawet spółkę komunalną i szpital? Przewiduje. Co jest potrzebne na rozruch takiej spółki? My wiemy dobrze. Pieniądze! A kto ma dziś pieniądze na takie interesy? Może Polacy? Nie, ja Polaków w tym interesie jako udziałowców nie widzę. Pieniądze dadzą Kaszubi! Głowę do interesu tez Kaszubi mają i pytał pan: "skąd wezmę tylu Kaszubów?". A no na szczęście ludu Pomorza, już są. Przez 25 lat populacja odrodziła się: na Pomorzu, w Europie Zachodniej, Stanach Zjednoczonych. Z kadrami do zreprywatyzowanego przemysłu, rzemiosła i handlu nie mamy najmniejszego kłopotu. A warsztaty pracy stoją otworem, a nawet i puste. Opłaciło się nam doprowadzić je do takiego stanu, do takiej żałosnej ruiny. W takim stanie będą dawać je nam za darmo i jeszcze całować w rękę, aby była praca dla Polaków i trochę na rynek.

Dlaczego tylko trochę na rynek wewnętrzny?

Bo te zakłady będą produkować na eksport, a nie na rynek.

A jak Platforma będzie tę produkcję wysyłaną na eksport zatrzymywać na granicy albo w portach?

Jaka Platforma? Jak to wszystko się nam uda, to Platforma będzie kijem naganiała swoich członków, a nawet pisowców do ostrej i wytężonej pracy w nadziei, że wolny rynek zbliży ją do zysków na horyzoncie. Te zyski będą, ale jak pęczek marchwi przed łbem osła, aby stale ciągnął ten nasz ciężki wóz.

Panie profesorze, wydaje mi się, że pan niezbyt lubi Polaków!

Niezbyt lubię? Takie określenie jest niezbyt ścisłe! Ja ich po prostu nienawidzę. Tak nienawidzę, że nie wiem jak to wyrazić słowami.

Ale przecież pana matkę i dziadka uratował właśnie Polak!

To prawda. Zdzisław Rychcina ukrył ich oboje w Zawichoście. Niemniej jednak od dziecka musiałem ukrywać swoje pochodzenie i nie jeden raz bluźniłem przenajświętszemu, niech będzie sławione imię jego po wieki wieków, że stworzył mnie właśnie Kaszubem! A zresztą, czytał chyba pan pamiętniki mojego dziadka Józefa Tuska?

Oczywiście. Przecież pisałem książkę o Pomorzu i żołnierzach Wermachtu.

No, to co pewnego razu powiedzieli Kaszubi, którzy razem z moim dziadkiem ukrywani byli w bunkrze przez Rychcinę i jego rodzinę? Pamięta pan, panie Franku?

Tak. Pamiętam. Mówili: Nienawidzimy Polaków, bo im jest lepiej niż nam.

No, to teraz nie będzie się pan dziwić, że cała PO, którą tworzymy oraz ożywiamy ją najróżnorodniejszymi nurtami politycznymi, ma na celu doprowadzić do takich zmian w strukturze państwowo-gospodarczej Polski, aby Kaszubom w Polsce żyło się zawsze lepiej jak Polakom.

Dziękuję za rozmowę.