Dzięki intensywnej pracy detektywa Rutkowskiego, znamy już prawdę o zegarkach ministra Nowaka. Okazało się, że szef resortu transportu tak naprawdę nie posiadał nigdy żadnego kosztownego czasomierza. Co więcej nie miał nigdy zegarka, który kosztowałaby go więcej niż 10 PLN.
Ten zegarek cała rodzina ministra robiła dwa lata |
W świetle przedstawionych przez detektywa Rutkowskiego dowodów, minister przyznał się do mistyfikacji. - Obracałem się w środowisku, gdzie wszyscy nosili drogie zegarki. Nie chciałem odstawać i wstyd mi było, że jestem biedny. Dlatego sam robiłem swoje zegarki, wykorzystując elementy tańszych, kupionych na bazarach albo po prostu znalezionych. Ślęczałem nad nimi całymi nocami po pracy, przy świetle świeczek, bo z głodowej ministerialnej pensji nie stać mnie przecież na opłacenie rachunków za prąd. Przez wiele dni przykręcałem śrubki, malowałem na złoto, dopasowywałem mechanizmy. Udało mi się przy tym dokonywać nie lada sztuk. Możecie wierzyć, że zmiana zegarka z siedmioma melodyjkami, który dostałem na komunię, w złotego wodoodpornego roleksa nie była wcale łatwa. Niekiedy rodziło to przezabawne sytuację. Przez pewien czas nosiłem zegarek przerobiony ze znalezionego na śmietniku zegara z kukułką. Zdarzyło się kiedyś na spotkaniu ministrów transportu Unii Europejskiej, że podczas referowania kluczowej kwestii, z zegarka wyskoczyła mi ta kukułka i zaczęła kukać - śmieje się minister.
Mogę powiedzieć, że gdybym nie był ministrem, mógłbym być naprawdę niezłym zegarmistrzem. Przyznam się nawet szczerze, że ze swoich osiągnięć w tej dziedzinie jestem o wiele bardziej dumny niż z moich dokonań na polu transportu - powiedział ''Medialnym Faktom'' minister Nowak.