sobota, 8 grudnia 2012

OKUPANT ZNIKA Z JĘZYKA POLSKIEGO

PUBLICYSTYKA

Nasila się liczba prymitywnych ataków słownych pod adresem polskich żołnierzy uczestniczących w misjach zagranicznych. "Medialne Fakty" nie mogły przejść obok tego obojętnie!

Polski pojazd budowlany
Państwo wreszcie zaczęło reagować. Odbywają się już pierwsze procesy. W zeszłym tygodniu skazano Piotra G. W konsekwencji decyzji wybitnej znawczyni problematyki geopolitycznej, sędzi Sztendel, z polskich słowników zostanie usunięte słowo "okupant".

Sędzia przekonywała, że nie można nazywać polskich żołnierzy okupantami. W opinii wysokiego sądu działania naszego kontyngentu "głównie ograniczają się do typowych działań inżynieryjnych". - Nie można powiedzieć, że nasze państwo prowadzi wojnę, a tak przedstawiał to obwiniony - mówiła. Podobne wyroki zapadały już w Polsce. Najczęściej inicjatorem karania ludzi za, jak się okazało już dzisiaj, poważny błąd językowy był Jacek Żebryk, weteran misji w Iraku i Afganistanie. Sierżant Żebryk od prawie dwóch lat śledzi internetowe dyskusje, szukając komentarzy zniesławiających polskich żołnierzy. Znalazł ich ponad 130. Należy mieć nadzieję, że uda mu się znaleźć ich jeszcze więcej.

Dotychczas wg "Słownika języka polskiego PWN" okupacją było: "czasowe zajęcie obcego terytorium przy użyciu siły zbrojnej lub też: czas trwania tego stanu". Natomiast okupant był to "ten, kto dokonuje okupacji jakiegoś państwa".

Niedługo słowo to prawdopodobnie zniknie lub zmieni swoją definicję. Okazuje się bowiem, że istnienie takiego słowa rodzi niepotrzebne problemy, które w konsekwencji mogą prowadzić do wyroku skazującego, o czym przekonał się 28-letni Piotr G. z Ostrowa Wielkopolskiego.



Sąd przychylił się do wersji, zgodnie z którą nie można nazywać polskiego żołnierza, biorącego udział w czasowym zajęciu obcego terytorium przy użyciu siły zbrojnej i dokonującego okupacji jakiegoś państwa - okupantem. Prawdopodobnie zmieniona będzie musiała również zostać Konwencja Haska dotycząca praw i zwyczajów wojny lądowej. Na nieszczęście autorów Dział III o władzy wojennej na terytorium państwa nieprzyjacielskiego art. 42. mówi: "Terytorjum uważa się za okupowane, jeżeli faktycznie znajduje się pod władzą armii nieprzyjacielskiej. Okupacja rozciąga się jedynie na te terytoria, gdzie ta władza jest ustanowiona i gdzie może być wykonywaną". Taka definicja mogłaby sugerować, że uczestnicy Polskich Kontyngentów Wojskowych np. w Iraku byli okupantami, co jak powszechnie wiadomo nie jest prawdą. Wszyscy przecież mają świadomość, że od czasu inwazji w 2003 roku i odsunięcia od władzy partii Baas do wyborów w 2005 roku, Irak zarządzany był w pełni transparentnie przez władze powołane przez naród, będący suwerenem państwa. To właśnie oni sami zdecydowali o sprywatyzowaniu wszystkich możliwych gałęzi gospodarki. Nie można również uznać, że tzw. polska strefa środkowo-południowa z bazą Babilon, zarządzana przez polskie wojska, służyła do sprawowania realnej władzy na tym terenie. To właśnie tam doszło do największej bitwy polskich wojsk od czasu drugiej wojny światowej. W Karbali w ciągu kilku dni Polacy broniąc niepodległości Iraku stłumili powstanie, zabijając kilkuset rebeliantów. Nie zginął tam ani jeden polski żołnierz.

Fakt, że rebelianci atakowali polskich żołnierzy i organizowali powstanie, to jeszcze nie powód, żeby uznać jakikolwiek teren za okupowany, a kogokolwiek za okupanta. Jeżeli już, to Irakijczyków, którzy okupowali do czasu wyzwolenia przez nasze siły teren Karbali.


Edukacja w zakresie praw człowieka była ważnym elementem
pobytu w Iraku naszych koalicjantów 
Pamiętać także należy, że zgodnie z art. 39. Karty Narodów Zjednoczonych, to Rada Bezpieczeństwa ONZ stwierdza istnienie zagrożenia lub naruszenia pokoju bądź aktu agresji oraz udziela zaleceń lub decyduje, jakie środki należy zastosować w myśl artykułów 41. i 42., w celu utrzymania lub przywrócenia międzynarodowego pokoju lub bezpieczeństwa. Jak wszyscy doskonale wiemy, ONZ nie wydał decyzji w sprawie zbrojnej interwencji. Według wrogów prawdy tym samym udział jakiegokolwiek sygnatariusza karty w działaniach na terenie Iraku był całkowicie bezprawny. W obliczu takiej bezradności ONZ oczywistym jest, że każdy żołnierz miał pełne prawo strzelać do każdego, kto przeciwstawiał się moralnemu prawu każdego Polaka do obrony naszych granic. Decyzja ta była w pełni pełnoprawna dla każdego znającego trudną Polską historię naznaczoną latami walki z okupantami o wolne i w pełni suwerenne państwo oraz Boga. 

Tym samym niepokojące jest podejście sekretarza generalnego ONZ Kofiego Annana, starającego się podważyć naszą słuszną tezę, że misja w Iraku była zbiorową samoobroną. Jest niezwykle przykre, że ktoś taki jak sekretarz generalny ONZ nie zna historii Polski i nie uwzględnia jej przy stawianiu swoich pochopnych opinii. Jego zarzut, iż wszelkie przesłanki jakoby Saddam Husajn posiadał broń masowego rażenia, okazały się całkowicie bezpodstawne, a atak koalicji miał na celu jedynie wypełnienie partykularnych interesów USA oraz Wielkiej Brytanii i przejęcie przez ich koncerny złóż ropy naftowej, jest co najmniej nieodpowiedzialny. Co prawda do dziś broni masowego rażenia nie znaleziono, jednak nigdy nie wiadomo, czy jeszcze jej nie znajdziemy. Oczywiste jest, że jeżeli taka istnieje, to musi być bardzo dobrze schowana. Co do wypełnienia partykularnych interesów USA i Wielkiej Brytanii chcemy stanowczo zaprotestować, ponieważ ze względu na naszą historię mamy prawo, aby także realizować tam swoje interesy. Tym samym widać, że Kofi Annan kłamie, ponieważ wcale nie chodzi tylko o partykularne interesy USA i Wielkiej Brytanii ale również o nasze.

Kolejnym ważnym argumentem, potwierdzającym jak bardzo nie jesteśmy okupantami, jest fakt, że zgodnie z Konstytucją "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej". Każdy także wie, że Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego. Tym samym, skoro tak jest napisane w Konstytucji, to znaczy, że nie mogliśmy złamać prawa międzynarodowego, o czym zdaje się zapominać sekretarz ONZ.

Art. 26. ustawy zasadniczej mówi: "Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic". Chyba każdy, kto żył przed inwazją, pamięta, w jakim potwornym niebezpieczeństwie była Polska! Z nieznanych powodów sekretarz jest odporny na te argumenty i nie chce dostrzec, że nawet polskie władze były do tego stopnia przekonane, że nie będziemy mieć do czynienia z okupacją czy, o zgrozo, wojną napastniczą, że bez wahania podjęły decyzję o tym, by nie stosować się do art. 116. Konstytucji według którego:
"1. Sejm decyduje w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej o stanie wojny i o zawarciu pokoju.
2. Sejm może podjąć uchwałę o stanie wojny jedynie w razie zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub gdy z umów międzynarodowych wynika zobowiązanie do wspólnej obrony przeciwko agresji. Jeżeli Sejm nie może się zebrać na posiedzenie, o stanie wojny postanawia Prezydent Rzeczypospolitej".
Polscy budowlańcy przy pracy
Ponieważ mieliśmy do czynienia jedynie z wyjazdem biznesowym, zapewniającym pokój i kontrakty budowlane, nie było potrzeby zaprzątać sobie głowy takimi drobnostkami, tym bardziej, że jak powszechnie wiadomo, nie braliśmy udziału w wojnie, która, jak mówi "Słownik języka polskiego PWN" jest zorganizowaną walką zbrojną między państwami, narodami lub grupami społecznymi, religijnymi itp. Nie trzeba być specjalistą wojskowym, żeby mieć pewność, że nasza obecność zarówno w Iraku jak i Afganistanie nie miała kompletnie charakteru zorganizowanej walki zbrojnej między państwami, narodami lub grupami społecznymi, religijnymi itp. Pamiętać, o tym należy tym bardziej, że polski kodeks karny mówi wyraźnie w art. 117.: "Kto wszczyna lub prowadzi wojnę napastniczą, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 12, karze 25 lat pozbawienia wolności, albo karze dożywotniego pozbawienia wolności". Tym samym, gdyby jakikolwiek polityk taką decyzję podjął, siedziałby dzisiaj w więzieniu.  

Nie możemy również zapominać, że każdy polski żołnierz składa przysięgę, zgodnie z którą przysięga "Stać na straży Konstytucji". Tym samym żaden z nich nie mógłby brać udziału w jakichkolwiek działaniach, gdyby tylko były w jakikolwiek sposób niezgodne z naszym najważniejszym aktem prawnym.

Szczytem prymitywnej prowokacji stało się nazywanie naszych chłopców w Iraku i Afganistanie terrorystami. Kolejny raz warto byłoby, żeby zapoznali się oni z definicją używanego przez nich zapewne nieświadomie słowa. "Terroryzm [łac.], różnie umotywowane, najczęściej ideologicznie, planowane i zorganizowane działania pojedynczych osób lub grup, podejmowane z naruszeniem istniejącego prawa w celu wymuszenia od władz państwowych i społeczeństwa określonych zachowań i świadczeń, często naruszające dobra osób postronnych; działania te są realizowane z całą bezwzględnością, za pomocą różnych środków (nacisk psychiczny, przemoc fizyczna, użycie broni i ładunków wybuchowych), w warunkach specjalnie nadanego im rozgłosu i celowo wytworzonego w społeczeństwie lęku."
Jak już wcześniej udowodniłem, nie możemy twierdzić, aby nasza obecność na Bliskim Wschodzie miała formę różnie umotywowanych, najczęściej ideologicznie, planowanych i zorganizowanych działań pojedynczych osób lub grup, podejmowanych z naruszeniem istniejącego prawa w celu wymuszenia od władz państwowych i społeczeństwa określonych zachowań i świadczeń, często naruszając dobra osób postronnych, przy czym działania te miałby być realizowane z całą bezwzględnością, za pomocą różnych środków (nacisk psychiczny, przemoc fizyczna, użycie broni i ładunków wybuchowych), w warunkach specjalnie nadanego im rozgłosu i celowo wytworzonego w społeczeństwie lęku. Po raz kolejny widzimy, że lewackie prowokacje opierają się na poważnych brakach w wiedzy.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się również, że możliwe jest także prewencyjne zlikwidowanie ze słownika wyrazu - bandyta. Inwektywa ta często jest używana w stosunku do uczestników misji przez tzw. środowiska antywojenne. To użycie jest dość niezrozumiałe, gdyż bandyta to osobnik dokonujący morderstw, zbrojnych napadów, opryszek, rozbójnik. Ciekawe, czy którykolwiek z używających tych inwektyw ma świadomość, ile mogłoby tam zginąć ludzi, gdyby nie obecność naszych sił? Od 2003 roku w Iraku zginęło 700 tys. cywilów. Wyobraźmy sobie, ilu zginęłoby, gdyby nie obecność naszych bohaterskich chłopców i dziewcząt! Każdy wie, że ludzie nie są nieśmiertelni i każdy kiedyś umiera. Zresztą, środowiska lewackie jak zwykle zapominają, że już kiedyś używano w stosunku do ludzi noszących polskie mundury takich określeń. Polnishe Banditen - właśnie tak w latach czterdziestych nazywali polskich partyzantów członkowie niemieckiej misji stabilizacyjnej na terenie dzisiejszej Polski, więc następnym razem zalecałbym nieco powściągliwości.

Szanowny Pan Redaktor.

Poniżej prezentuję dane pokazujące zakres prac inżynieryjnych w trakcie ostatniej zmiany PKW w Afganistanie:
XI zmiana PKW w liczbach
52 przeprowadzone na szeroką skalę operacje bojowe
73 wykrytych i zniszczonych w pobliżu szlaków komunikacyjnych improwizowanych urządzeń wybuchowych (IED)
26 733 kg przejętych i zniszczonych komponentów do produkcji materiałów wybuchowych
16 wykrytych składów amunicji i środków niebezpiecznych
285 przejętych min, rakiet, granatów ręcznych i przeciwpancernych
78 znalezionych niewybuchów i niewypałów
3826 sztuk przejętej amunicji strzeleckiej
20  zabitych w walce rebeliantów
99 rannych w walce rebeliantów
123 zatrzymanych rebeliantów
1427 patroli, eskort, konwojów
________________________________________________________

Informacje, jak wygląda prawdziwy okupant, znajdziecie tutaj.