czwartek, 10 stycznia 2013

DEPARDIEU ZOSTANIE KOREAŃCZYKIEM

Gerard Depardieu, wbrew wcześniejszym doniesieniom, nie wybrał Rosji na swój nowy kraj ojczysty. Przyjmie za to obywatelstwo kraju jeszcze korzystniejszego pod względem podatkowym - Korei. 

Gerard Depardieu jako Kim Ir Sen (z prawej)
i Josip Broz Tito (z lewej) - do obu ról schudł 150 kg
Chodzi oczywiście o jej część północną, w której pod rządami komunistycznej dynastii Kimów oficjalnie zlikwidowano podatek dochodowy. Jak potwierdził rzecznik rządu koreańskiego, Kung Fu Star, również Gerard Depardieu, przyjmując obywatelstwo koreańskie, byłby zwolniony od wszystkich podatków, niezależnie od wysokości osiągniętych dochodów. 

Sam francuski aktor stwierdził, iż bardzo chętnie przeniesie się do Korei Północnej. W wywiadzie dla "Le Figaro" powiedział: - Rzeczywiście wcześniej słyszałem bardzo wiele złego o tym kraju, jednak wszystko to okazało się kompletną bzdurą. Byłem w Korei i mogłem zobaczyć na własne oczy, jak wygląda tam życie. Moi gospodarze - zwykła koreańska rodzina - zabrali mnie na wycieczkę po całym Phenianie najnowszym modelem Bentleya. Na wszystkich trzech ulicach, które widziałem, ludzie byli szczęśliwi, uśmiechnięci, dobrze ubrani, jeździły najnowsze samochody. Kompletną nieprawdą jest także to, że w państwie tym łamane są prawa człowieka. Odwiedziłem jedno z koreańskich więzień i zobaczyłem na własne oczy, w jak dobrych warunkach przebywają tam skazańcy. Każdy z nich jest uśmiechnięty, świetnie odżywiony i w dodatku bardzo zadowolony ze swego losu. Zaś według ich słów, pobyt w więzieniu to zdecydowanie najlepsza rzecz, jaka ich w życiu spotkała. W Korei czułem się prawie jak w domu, zwłaszcza, że ku mojemu zdumieniu, wszyscy Koreańczycy, czy to absolutnie przypadkowo zagadnięci przechodnie, czy to losowo wybrani więźniowie, mówili świetnie po francusku z marsylskim akcentem.
 I jako grupa amerykańskich żołnierzy podczas wojny koreańskiej

Do sprawy przyznania obywatelstwa aktorowi ponoć bardzo zapalił się sam przywódca Korei Północnej, Kim Dzong Un. Według nieoficjalnych doniesień, nastąpiło to po obejrzeniu cyklu filmów, w których Depardieu grał galijskiego woja Obelixa. Władca północnej części Półwyspu Koreańskiego pozostaje podobno pod ogromnym wrażeniem stylu walki, jaki Francuz tam zaprezentował. Ściągając Depardieu do swego kraju, chciałby, aby ten nauczył go bić przeciwników z taką samą łatwością oraz przekazał Koreańczykom sekret magicznego napoju druidów, jeszcze przed zapowiadanym starciem Kim Dzong Una z prezydentem USA Barackiem Obamą (CZYTAJ TUTAJ).

Ponadto Depardieu już zobowiązał się do występu w 18-godzinnej epopei filmowej, poświęconej losom Kim Ir Sena - długoletniego władcy Korei Północnej i dziadka obecnego przywódcy tego kraju. Wzorem wybitnej włoskiej aktorki, piosenkarki, poetki i kompozytorki Marzii Gaggioli miałby w niej sam zagrać wszystkie role. Z powodu niewymienialności północnokoreańskiej waluty - wona - zapłatę za udział w filmie otrzyma w naturze. W ten sposób wcześniej regulowano należności wobec innych zachodnich artystów, występujących w krajach komunistycznych. Np. zespół The Rolling Stones za koncert zagrany w Warszawie w 1967 r. dostał dwa wagony wódki. Teraz Gerard Depardieu wzbogaciłby się o 4 kilo wzbogaconego uranu.