INTERWENCJA
Te fakty nie są tak medialne, żeby przykuć uwagę „Faktu”, „Uwagi” lub „Wysokich Obcasów”. O tej historii nikt by nie usłyszał, gdyby nie wstrząsający list naszej czytelniczki. „Medialne Fakty” postanowiły zająć się sprawą 37-letniej samotnej matki, która nie zabiła swojego dziecka.
Nasz tekst ukazał się również w tygodniku
Uwarzam Że
|
Jak brzemienna w skutkach była decyzja
ciężarnej, okazało się wkrótce po porodzie. - Madzia od
urodzenia była trudnym dzieckiem. Już w wieku trzech miesięcy
robiła pod siebie. I to kilka razy dziennie. Potem było coraz
gorzej - wymioty i biegunki, ssanie i przygryzanie piersi podczas
karmienia. Dobrze, że przez dłuższy czas nie miała zębów. To
wtedy zaczęłam myśleć o ostatecznym rozwiązaniu.
- Samotne matki wychowują synów na
SS-manów, zbrodniarzy i dewiantów - tłumaczy dr Waldemar Paruch,
politolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. - Z córkami nie
bywa lepiej. Dziwne, że odpowiednie służby socjalne, których taki
przerost mamy w niby wolnym kraju, nie zajęły się tym
patologicznym przypadkiem.
To nie do końca prawda. Kiedy Katarzyna
dojrzała do decyzji, aby zabić Madzię, postanowiła zrobić to,
odstawiając małą od piersi. - Córka miała wtedy sześć lat.
Pewnego dnia, bez żadnego ostrzeżenia, przestałam ją karmić w
naturalny sposób. Następnie zgłosiłam się na policję,
informując, że chciałam zabić dziecko. Policjanci skierowali
sprawę do sądu rodzinnego, a ten wystąpił o opinię do Gminnego
Ośrodka Pomocy Rodzinie, żeby opieka społeczna oceniła, czy małej
było ze mną dobrze.
Z powodu uchybień proceduralnych we
wniosku, trafił on jednak do niewłaściwego GOPR-u. Goprowcy z
Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego stwierdzili w swojej
opinii, że zaniechanie naturalnego karmienia 6-letniej Madzi w
żaden sposób nie zagrażało jej życiu. W związku z tym sąd
rodzinny oddalił powództwo, Katarzyna uniknęła kary, a dziewczynka
przeżyła.
Gehenna pani Wiśniowieckiej miała
więc trwać dalej. Madzia poszła do szkoły. Podręczniki w
Polsce są drogie. Obiady ze szkolnego cateringu nie dorównują
jakością swojej cenie. Dla uzupełnienia dramatycznego obrazu
ciężko doświadczonej przez los rodziny należy dodać, że
Katarzyna jest doktorem semiologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana
Wyszyńskiego i zarabia zaledwie średnią krajową. - Gdyby po
narodzinach Madzi zgłosił się do mnie jakiś dziennikarz
„Faktu”, albo „Superaka”, które codziennie czytamy z
córką, albo chociaż detektyw Rutkowski, wiedziałabym co robić.
Tyle mnie ominęło, straciłam młodość... Wiem, że w wieku 37
lat nikt mi już nie zaproponuje sesji zdjęciowej w stroju Lady
Godivy, choćbym własnoręcznie poćwiartowała Madzię... -
płacze zrozpaczona Katarzyna Wiśniowiecka.